sobota, 6 lipca 2013

Przeszłość...





Tamto to tylko wspomnienie. Nie chcę wracać do ćpuńskiej historii, chcę ją zostawić daleko za sobą.
Przepraszam mam nadzieję, że zrozumiecie mnie, bo to naprawdę ciężkie. Nie chcę opisywać mojego życia tutaj, publicznie. Jeśli macie jakieś pytania albo chcielibyście popisać ze mną, może macie jakieś problemy, a myślicie, że ja mogłabym pomóc to dajcie znać, a specjalnie dla Was założę GG, albo ask.fm, który teraz bardzo modny zauważyłam. Mam nadzieję, że wybaczycie i zrozumiecie, bo jestem tu dla Was i chciałabym być dla Was oparciem, przestrogą albo wskazówką jak żyć.
Dziękuję z całego serduszka za każde miłe słowo, mam nadzieję, że tu jesteście jeszcze, a ja nakłoniona przez wakacyjną nudę zaczynam pisać dalej, tylko o czym mniej osobistym.
Jeśli chcecie zaglądnijcie tutaj:




DZIĘKUJĘ JESZCZE RAZ I PAMIĘTAJCIE, ŻE MOŻECIE NA MNIE LICZYĆ TAK JAK JA MOGŁAM LICZYĆ NA WAS. <3

czwartek, 28 lutego 2013

The end ?



 The end?





Nie wymagałam wiele. Chciałam żeby tylko był, żeby chciał być, a to już nie było takie pewne...


Pewnego dnia oznajmił mi, że wyjeżdża na stałe za granicę. Ot tak, że ma takie plany. Przepłakałam wtedy cały dzień, bo Jego obietnice stawały się zamazywać, mimo, że zapewniał, że mnie nie zostawi. I od tamtego momentu wszystko zaczęło się walić. Wszyscy powoli schodzili, wpadali. Przyjaciel uzależniony od dopów, drugi bliski uzależnieni, trzeci jarał już kilkanaście dni bez przerwy, czwarty wylądował w ośrodku wychowawczym, przyjaciółka miała areszt domowy, inna wyjechała... 
Zostałam sama. Sama z tym wszystkim. Brakowało mi szczególnie Jego. Bolało, że gdy ja po raz kolejny siedziałam w domu to On z kolegami pił. Byli ważniejsi bez wątpienia. Co było dla mnie niezrozumiałe, ale po prostu nie miałam do tego już sił ani cierpliwości. Po prostu odpadłam. Wszystko zwaliło się na mnie w jednym czasie. Do tego brak zioła. Nie mogłam znieść, chciałam zajarać lub przyćpać. Wymarzyły mi się ecstasy. Malutkie tabletki, zwane "pigułkami szczęścia". Chciałam czegoś mocniejszego, czegoś czego jeszcze nie brałam, czego w okolicy zapewne nie brał nikt.
Namawiał mnie coraz częściej po pijaku do przespania się. Ale nie był nachalny, nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, mówił, że chciałby mnie całą, że kuszę Go cholernie, że chce mnie. Imponowało mi to, ale miałam niecałe 16 lat. Nie tyle, że nie chciałam. Po prostu rozsądek podpowiadał mi, że to za wcześnie, ale przecież w swoim mniemaniu byłam taka dorosła. Chyba aż za bardzo. Ale nie oszukujmy się - chciałam Go. Tylko nie wiem czy dlatego, że potrzebowałam po prostu bliskości, ale cholernie bałam się wpaść. Nie chciałam być nastoletnią matką. To nie wchodziło w grę.






Przepraszam wypaliłam się. Nie wiem co pisać, jak pisać...
Nie potrafię już, nie potrafię doprowadzić tej historii do końca, bo on jeszcze nie nadszedł.
Wiem tyle, że nadejdzie niedługo, a czy będę miała szansę opowiedzieć go tutaj to niewiadome.
Jeśli macie jakieś konkretne pomysły piszcie, może w ten sposób uda mi się coś napisać.
Może kartki z pamiętnika, wiersze z tamtego okresu?

J E S T E M   Z N I S Z C Z O N A . . .






piątek, 1 lutego 2013

Nieświadome samobójstwa.



Nieświadome samobójstwa.




Umierałam. Każdego dnia na nowo. Coraz ciężej było mi żyć. Nie wiedzieć czemu, przecież miałam wszystko, a tak naprawdę nie miałam nic. Nie potrafiłam znieść myśli, że jestem kim jestem. Pomyślicie, że to dziwne, ale ja nienawidziłam siebie...
Najgorsze były wieczory i dni, gdy milczał, gdy chlał z kolegami wódę, a ja siedziałam w domu i dusiłam się z bezradności i beznadziejności. Wtedy robiłam jedno - paliłam. Myślałam, że jarając ucieknę od tego i zapomnę o Nim. Gdy byłam z przyjaciółmi na bani tak było, ale w końcu gdy trzeba było wrócić do domu nie mogłam sobie z tym poradzić. Sama robiłam sobie tzw. "banię" i nie mogłam tego znieść. Przerastało mnie to. Coraz bardziej dołowało mnie to, że On ma na mnie większą wyjebkę, że ja już nie potrafiłam bez Niego żyć. Niby Jego słowa, obietnice i zapewnienia dawały mi pewności, że to się ułoży, jednak zachowanie mówiło co innego. Pisaliśmy tylko wieczorami, albo raczej nocami. Przed 24 odzywał się, ale jednak nie mogliśmy popisać długo. Godzinę, góra dwie i ktoś zawsze zasypiał, a częściej zdarzało się to Jemu. 
Mówił, że nie jest przyzwyczajony do tych rozmów w takim stopniu jak do mnie. Niby to dobrze, ale jednak nie wystarczało mi. Było mi przykro, gdy widziałam jak przyjaciółki piszą z swoimi chłopakami bądź kolegami, a On znowu milczał, bo w grę wchodziła wóda z kolegami.

 Zioło miało to do siebie, że samemu można było określić swój nastrój. Można było narodzić się na nowo lub umrzeć. A śmierć po ziole była czymś okropnym. Wystarczyło zapalić w złym humorze i koniec. Ja tych prywatnych końców świata przeżyłam już kilka. Siadałam wtedy na łóżku i płakałam. Szloch zagłuszałam czymkolwiek: poduszką lub kocem. Miałam ochotę się ciąć, zrobić sobie jakąkolwiek krzywdę lub po prostu się zabić...

W moim małym miasteczku epidemia zioła roznosiła się jak jakaś zaraza. Paliło coraz więcej młodych, coraz więcej "wpadało" i lądowało na policji. Nam udawało się jakoś przed tym uciekać. Nie mogłam sobie pozwolić na takie coś. Musiałam zachować to w sekrecie. 
Palił już co 4 nastolatek. Przygrzani przychodzili do szkoły, robili co chcieli. Bałam się. Coraz bardziej bałam się, że mój sekret wyjdzie na jaw, a przecież ja bez marihuany... Ciężko by było. Gdy wiedziałam, że będę palić uśmiech nie schodził mi z twarzy. Odpalając lufę z euforii trzęsły mi się dłonie, ale nie, nie byłam uzależniona.

Pamiętam ten wieczór jakby był wczoraj. Było lato, impreza na powietrzu. Byłam tylko trochę przygrzana. Zadzwonił telefon, kolega poprosił bym przybiegła nad staw, bo z Filipem dzieje się coś złego, oni spaleni nie wiedzą co robić, panikują uciekają.
Filip był moją pierwszą miłością, która do końca nigdy nie minęła. Sentyment pozostał, a on sam zostawił mnie dla innej. Ale to był ON. Byłam gotowa dla niego zabić. Zerwałam się i pobiegłam.
Był. Leżał na ziemi cały siny, ledwo przytomny. Rozmawiałam do niego. Nie odpowiadał. Bełkotał tylko: Natalia, Natalia... Nigdy nie zapomnę jak wtedy brzmiało moje imię w jego ustach.
- Dzwońcie po pogotowie! On schodzi! - krzyczałam. 
Jego głowa bezwładnie leżała na moich kolanach. Nikt nie chciał wezwać karetki. Palili "melanża" jednego z najmocniejszych dopalaczy, wpadli by wszyscy.
- Chcecie ratować swoje dupy, czy jego życie! - płakałam.
Nie odpowiadali mi. Nie wiedziałam co mam robić. Moje łzy kapały na jego zsiniałą twarz.
- Fifi nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie... - łkałam nad nim, głaszcząc jego blond włosy.
- Słyszysz?! Wszystko będzie dobrze, zaraz Cię puści, będzie w porządku... - szeptałam.
Nagle stracił oddech. Nie oddychał.  Spanikowana krzyczałam, szarpałam go. 
Potem wszystko działo się tak szybko, reanimowałam go. Z całych sił naciskałam klatkę piersiową. 
Przyjechała chyba karetka, ktoś mnie odciągną. Nie chciałam przestać go ratować, lecz ktoś uparcie mnie trzymał. Wyrywałam się krzycząc jego imię. Wzięła go karetka na sygnale. I nastała cisza, odwróciłam się i dopiero potem dostrzegłam kto mnie trzyma. Miłość mojego życia.
Przytulił mnie, ja płakałam w Jego ramiona. Zabrał mnie do domu... 

Jeden z najgorszych dni w moim życiu. Nie życzę nikomu, by patrzył jak dawna miłość, której cząstka pozostanie na zawsze kończyła się na jego oczach. Filip przeżył, ale cudem i jak się później dowiedziałam trochę dzięki mnie.















 

wtorek, 22 stycznia 2013

Ślepota miłości.





Ślepota miłości.




Moje życie "na fali" wykończało moją rodzinę, która zaczynała się po prostu sypać. Konflikty z mojego powodu wzrastały i burzyły rodzinny spokój, którego tak naprawdę nigdy nie było. Dlatego starałam się coraz bardziej od nich odsuwać. Nieraz zaczynałam temat, że gdy skończę liceum to wyjadę, wyprowadzę się, cokolwiek byleby nie mieszkać w tym przeklętym domu. Wtedy sądziłam, że jest on okropnym miejscem, teraz widzę, że przecież miałam to o czym inni mogli pomarzyć. Miałam normalny dom. Może kłótnie i luźne relacje między domownikami były pewnym rodzajem odmienności, ale mimo wszystko nie był on taki zły.

Narodziły się we mnie dwie osobowości. I ani jedna z nich nie była "starą mną". 
Pierwsza z nich to ja na trzeźwo, bez działalności narkotyku. W tym kontekście też się zmieniłam dzięki niemu, ale na lepsze. Stałam się spokojniejsza, dojrzalsza i bardziej ułożona. Wiadomo, że pyskowanie i głupie odzywki zostały, ale w mniejszym stopniu. Nie byłam już taka chamska jak dawniej. Lubił mnie taką. Taką dziewczęcą i zawsze uśmiechniętą, choć nie zawsze miałam ten powód aby się uśmiechać.
Druga "ja", czyli przygrzana gówniara z powiększonymi źrenicami. Gdy byłam zjarana byłam innym człowiekiem. Szczególnie gdy w grę wchodziło bycie w klubie. Byłam wtedy śmiała, odważna i towarzyska. Momentami niemal wulgarna. Przyciągałam uwagę płci przeciwnej, ale mimo wszystko wiedziałam co mogę, a czego nie. Chociaż podobało mi się to, że mimo, że wraz z przyjaciółkami byłyśmy najmłodsze w klubie to chłopcy postrzegali nas jakie równe starszym panienkom. Jeśli tańczyłyśmy to tylko na scenie. Nieraz słyszałyśmy, że rośniemy na młode gwiazdy klubu. To było piękne, a ja nadal miałam tylko piętnaście lat, lecz czułam się na co najmniej osiemnaście.
On często trzymał mnie tam przy sobie i miał na mnie oko. Wystarczyło, że na chwilę zostawiał mnie samą, bo szedł do łazienki, albo do baru, a do mnie już dosiadali się nieznajomi bądź koledzy. Gdy zastał mnie po raz pierwszy z innym uznał, że nie można mnie zostawić nawet na minutę. Od tamtej pory miał na mnie oko. Nie wiem czy bał się, ale imponowało.

Nasza znajomość wchodziła na coraz to poważniejsze etapy. Tylko, że On nadal nie był ze mną oficjalnie. Nie byliśmy parą, a zachowywaliśmy się jakbyśmy chodzili ze sobą co najmniej kilka tygodni. Zero krępowania się sobą, swoboda bycia razem. Mimo to czułam się zdzirą, że pozwoliłam Mu na tak wiele nawet jeśli nie byliśmy razem, bo przecież te coraz odważniejsze pieszczoty znaczyły dla mnie dość dużo. Z czasem pragnęłam coraz więcej, On najwidoczniej pragnął tego nawet bardziej, bo często wracał do tematu, często powtarzał, że chciałby żebym była cała jego, jednak nie zrobił najważniejszego kroku w tym kierunku. 
Kochałam go więc pozwalałam na wiele, ale czy nie na za dużo?







Źle się dzieje.
Ale mimo wszystko postaram się tu bywać jak najczęściej.
Chcecie jakieś konkretne tematy wpisu? 
Dziękuję Wam, że jesteście.


wtorek, 8 stycznia 2013

Zatracona.




Zatracona.

 

 


Natalio opamiętaj się. Nie zatracaj się w tym bez końca. Ty musisz trwać! Musisz żyć, by pokazać innym jak się żyje! Nie możesz się poddać, nie teraz gdy przeszłaś już tak wiele, nie teraz gdy jesteś tak blisko szczęścia. Możesz jeszcze zawrócić, możesz być dawną sobą. Tylko teraz pytanie: czy chcesz?

Moje sumienie, które jeszcze nie do końca wymarło czasem podpowiadało mi mądre rzeczy. Wiedziałam, że wkroczyłam w coś co sprawia, że się zmieniam. I nie chodzi tylko o to ćpanie. Wiąże to ze sobą inne skutki. Między innymi stałam się zauważalna i pewniejsza siebie. Już nie bałam się wypowiadać na głos to co mi się podobało, już nie chowałam się w kąt. Zaczęłam żyć pełnią życia. Na imprezach starałam się bawić na całego, podbijając klub z powiększonymi źrenicami. Podobało mi się to życie. Życie z perspektywą sięgającą weekendu. A miałam nieco ponad piętnaście lat... Młodzież w moim wieku powinna siedzieć nad książkami, grać w gry komputerowe czy robić cokolwiek. Ja nie miałam hobby, nie miałam też talentu. W swoim mniemaniu byłam beznadziejna. Nie rozumiałam dlaczego Bóg nie obdarował mnie niczym szczególnym. Z czasem zaczęłam przyswajać, że moim skarbem staje się On.
Zakochałam się już nieodwołalnie. Czułam, że to coś czego nigdy nie czułam do nikogo ani niczego, nawet do narkotyku. Im bardziej Go kochałam tym bardziej rósł we mnie lęk, że Go stracę. Przecież obiecywał, że nie opuści, ale za bardzo byłam od Niego zależna, za bardzo uzależniłam się od Jego sms'ów, rozmów, wspólnych imprez i bliskości... Każdy Jego dotyk wywoływał dreszcze i stado motyli. Nie chciałam, żeby tak było. Chciałam być wolna, ale już nie potrafiłam. A nawet gdy kłóciliśmy się lub nie było Go na jakiejś imprezie nie potrafiłam się tą wolnością cieszyć.  

Byliśmy ze sobą bliżej. Nie psychicznie, ale cieleśnie. Coraz bardziej namiętne pocałunki, śmielsze dotyki. Pewnej soboty urwaliśmy się z imprezy do pobliskiego domku. Było zimno okropnie. Poprosił o to. Mówił, że nic nie zrobi bez mojej zgody, ale ja zakochana gówniara zgodziłam się. Jednak wiedział, że nie dojdzie do niczego więcej oprócz pieszczot. Dotykał mnie coraz odważniej, podobało mi się to. Chciałam Go. Nieraz tłumaczył mi, że nie zależy mu na tym, żeby mnie przelecieć, mimo, że wiele osób tak właśnie nas postrzegało. Po tym wszystkim zadał mi pytanie czy gdyby teraz odszedł to czy czułabym się urażona. Nieśmiało przytaknęłam. Przytulił mnie i obiecał, że nie zrobiłby nigdy takiego świństwa. Rozczuliło.
Nie krępowałam się rozmawiać z Nim o intymnych sprawach. Może dlatego, ze byłam zjarana, a On pijany, nie wiem, ale poruszaliśmy tematy, o których z żadnym innym nie rozmawiałam. Chciał żeby mój pierwszy raz był wyjątkowy, a ja chciałam przeżyć Go z Nim...



 


Przepraszam za nieobecność. Święta, sylwester, wiecie.
Mam nadzieję, że jesteście jeszcze. 
Myślałam o założeniu twittera. Macie? Byłby ktoś zainteresowany byciem na bieżąco?
założyłam. zobaczymy jak długo pociągnę na tym:
https://twitter.com/abstracion_n

Poza tym chyba zaczęło mi się sypać...





sobota, 22 grudnia 2012

Ciąg dalszy końca.

 

Ciąg dalszy końca.

 

Byłam bardzo towarzyska. Miałam wielu znajomych, przyjaciół i kolegów, ale nigdy nie miałam chłopaka. Oczywiście przeżywałam swoje "historyjki miłosne", z niektórymi niemal byłam w związku, ale nigdy nic na poważnie. Bo przecież chciałam być wolna. I znowu ta wolność...
On był pierwszym, na którym tak bardzo mi zależało. Nie chciał mieć dziewczyny na razie i rozumiałam go. Nie byłam gotowa na związek, miałam dopiero piętnaście lat. Nie byłam taka doświadczona w tych sprawach jak On. Ba! To z Nim dopiero zaczęłam się całować tak 'na poważnie'. Jednak nigdy nie tyle ile by nam wystarczało, bo zazwyczaj znajdowaliśmy się w miejscu publicznym. 
Dopiero na pewnej imprezie gdy była cała nasza paczka poczułam, że Go mam przy sobie.
Moja przyjaciółka mieszkała sama. Dom mieliśmy do dyspozycji przez kilka miesięcy, dlatego często odbywały się tu posiadówy. Ja jak zwykle przygrzana, On pijany. Gdy wszyscy się rozeszli do domów, a przyjaciółka spała w pokoju obok, bo źle się czuła zostaliśmy sami.
Leżeliśmy na łóżku i nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się całować. Coraz zachłanniej pragnęliśmy swojego dotyku, smaku. Nie wiedziałam jak się zachować, bo co może wiedzieć piętnastoletnia dziewczyna? Mimo to klęknęłam nad Jego brzuchem i nachyliłam się nad Jego ustami. Jego ręce wędrowały po moim ciele nieco nieśmiało, ale potem coraz to namiętniej. Całował mnie po szyi, brzuchu. Wiedziałam, że do niczego więcej nie dojdzie , On również. Cieszyłam się, że szanuje to, że nie jestem gotowa na TO.
Co chwilę wracaliśmy do uprzednich pozycji, to znowu całowaliśmy się. Uwielbiałam w Nim to, że gdy dałam mu jakikolwiek znak, że chcę przestać to On momentalnie ustępował, mimo, że widziałam jak bardzo mnie pragnie. Gdy leżeliśmy obok siebie przytulił mnie jak małą dziewczynkę i całował w dłonie, włosy i czoło. Wiedziałam, że nie zależy mu tylko na mnie cieleśnie, tylko, że ubóstwia moją duszę.
Poniosła nas namiętność. Chciałam więcej, pragnęłam Go tak bardzo jak On mnie, ale nie mogłam. Nie teraz, nie zjarana, na łóżku przyjaciółki śpiącej za ścianą. On też to wiedział. Nie pozwoliłby mi na to. Choć kto wie co by się działo gdybym nie musiała wracać do domu. Akurat tego dnia musiałam spać u siebie. Pech? Nie wiem, ale wiedziałam, że chcę to powtórzyć jak najszybciej.
Na drugi dzień odezwał się, pisaliśmy normalnie. Dopiero wieczorem dostrzegłam, że On również tęskni, że ciągle myśli o wczoraj. Ja również nie mogłam zapomnieć. Mimo, że byłam przygrzana to nie żałowałam ani jednego swojego ruchu. Chciałam Jego dotyku, był taki delikatny. I jako taką określał mnie. Mówił, że jestem słodka, delikatna, piękna i Jego. Rozczulał jak mało kto.
Wiedziałam, że już nigdy nie będę chciała całować innych ust, czuć dotyku innych rąk. Już nikogo nigdy nie będę pragnęła tak jak Jego. Miałam nadzieję, że spełni się to co mówił o nas, że my już na zawsze. Wtedy poczułam, że chcę tego, że chcę być Jego i tylko Jego.
Tęskniłam za Nim coraz bardziej. Nie mieliśmy możliwości spotykać się często. Umierałam z tęsknoty. On też. Uciekałam w ćpanie, by o tym zapomnieć. Tabletki na kaszel stały się co weekend'owym rytuałem. Na tygodniu rzadko je brałam, bo po nich każda minuta ciągnęła mi się w nieskończoność. Pamiętam raz nawet napisałam do Niego. Nie odpisywał mi w moim mniemaniu jakoś z godzinę. Zdenerwowana już myślałam, że mnie olał, a gdy spojrzałam na zegarek okazało się, że minęła dokładnie minuta. Cudowne uczucie, gdy wracasz do domu, a wydaje Ci się jakby nie było Cię tam jakieś 5 dni. Wracasz jak z urlopu, który dotyczył tylko Ciebie.  Nie wiem czy powinnam podać tu nazwę tego leku, ale chyba każdy wie o co chodzi. Wciągnęły się w to moje przyjaciółki, a za nimi ich znajome ze szkół. Epidemia tabletek na kaszel obległa mój rejon, a sprawcą tego byłam ja.
Wiedziałam, że nic złego po nich nie powinno się stać, po prostu wewnętrzne wyniszczanie organizmów, wątroby, żołądka. Chcąc nie chcąc stałam się w pewnym sensie mordercą i tak też się czułam.



N.




piątek, 21 grudnia 2012

W skrócie o przeszłości.



Dom , rodzina i całe to gówno.


Rodzina jak rodzina. Wychowywałam się w miarę normalnej rodzinie. Mieszkałam wraz z rodzicami, babcią i bratem. Stosunki z domownikami miałam różne. Początkowo dogadywałam się z nimi idealnie. W końcu byłam ich grzeczną dziewczynką, ale to się zmieniło. Powoli traciłam jakikolwiek kontakt z nimi. Została mi jedynie mama, choć i tak nie wyglądało to najlepiej. Nie rozumiałam ich. Chcieli mnie ograniczać, zabraniać mi czegoś, a ja chciałam być wolna.
Nie wiem co mogę więcej o nich napisać. Wiedziałam tylko tyle, że jak skończę liceum znikam z tego domu jak najdalej, byle z Nim.
Mimo wszystko miałam najlepszych rodziców jakich mogłam sobie wymarzyć.
Sprawa szkoły jest dość prosta. Miałam dobre stopnie. Średnie powyżej 4.0 były dla mnie minimum. W ostatniej gimnazjalnej wszystko się zmieniło. Wybrałam ćpanie zamiast szkoły. Konflikt z wychowawcą i uwagi. Zaczęło się tego trochę zbierać. Mimo to prosty plan: skończyć gimbazę , liceum i wyjechać. Jak najdalej z tej dziury, bo żyłam w miejscu, o którym Bóg zapomniał. 



On.

Kim On w ogóle jest ? Skąd się wziął i dlaczego stał się dla mnie tak ważny?
Poznaliśmy się nawet nie pamiętam kiedy. Dziwne, powinnam to wiedzieć skoro stał mi się tak bliski. Pamiętam, że gdy miałam piętnaście lat na jednej z imprez zaczęliśmy bardziej rozmawiać. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Pisaliśmy, twierdził, że jestem piękna, ale ja wyśmiewałam Jego słowa. Wiem zachowywałam się jak gówniarz, ale nie wierzyłam mu. Spytacie dlaczego. Był chłopakiem cztery lata starszym. Nie znałam dobrze Jego charakteru, ale z wyglądu był niemal idealny. Mógł mieć praktycznie wszystkie panienki na pstryknięcie palcem. Ale mnie nie mógł. 
Było dobrze, ale urwał nam się kontakt. Nie chciałam żeby ktoś znowu się mną pobawił i rzucił jak zabawkę. Tego bym nie przeżyła.
Coraz bardziej się do Niego przekonywałam. Na jednej z imprez pocałowaliśmy się. Potem milczał. Tak po prostu nie odzywał się. Serce mi krwawiło, a żołądek szalał. Umierałam z bólu. Raz nawet wylądowałam na pogotowiu wijąc się z bólu. Wszystko na tle nerwowym.
Gdy już straciłam nadzieję wszystko wróciło. Przyjechał do mojego brata. Znowu zaczęło się to samo. Wspólne domówki , imprezy i słodkie sms'y. Z każdą chwilą przekonywałam się do Niego coraz bardziej. Zauważyłam, że piękny wygląd to tylko dodatek do reszty.
Był zabawny, zawsze uśmiechnięty. Nie szukał bójki jak reszta chłopaków w Jego wieku, wręcz przeciwnie miał wielu znajomych i przyjaciół. Potrafił rozmawiać ze mną na poważnie jak i śmiać się do łez.  Pamiętam jak miał przyjść na domówkę do wspólnych przyjaciół. W ostatniej chwili nie mógł, wypadło mu przyjęcie pożegnalne przyjaciela. Zrozumiałam, nie byłam zła, ale On był uparty. Obiecał mi, że się zjawi. Jak zwykle spałam u przyjaciółki i mimo, że zwątpiłam w Jego możliwości to teraz tego żałuję. Było coś po piątej gdy zjawił się u jej drzwi. Byłam zaskoczona. Przecież była zima, a na przyjęciu był kilka kilometrów stąd... Spaliśmy w jednym łóżku. Nic wielkiego, ale rozczuliło. Zakochałam się. 
Podobało mi się cholernie w Nim to, że nie przejmował się opinią innych. Nie oszukujmy się, z wyglądu jestem przeciętna, do tego gówniara. Mogli mu wiele powiedzieć na ten temat, ale On i tak łapał mnie za rękę, przedstawiając mnie jako swoją.
Uwielbiałam z Nim pisać po nocach. Nazywał mnie piękną, najcudowniejszą księżniczką. Pisał, że kocha, że jestem tą jedyną na całe życie. Ciężko było mu nie wierzyć. 
 
I pomyślicie, że wyolbrzymiam, ale taka prawda. On istnieje, trafiłam na ideał, który może jest jedyny na świecie. 




N.