czwartek, 28 lutego 2013

The end ?



 The end?





Nie wymagałam wiele. Chciałam żeby tylko był, żeby chciał być, a to już nie było takie pewne...


Pewnego dnia oznajmił mi, że wyjeżdża na stałe za granicę. Ot tak, że ma takie plany. Przepłakałam wtedy cały dzień, bo Jego obietnice stawały się zamazywać, mimo, że zapewniał, że mnie nie zostawi. I od tamtego momentu wszystko zaczęło się walić. Wszyscy powoli schodzili, wpadali. Przyjaciel uzależniony od dopów, drugi bliski uzależnieni, trzeci jarał już kilkanaście dni bez przerwy, czwarty wylądował w ośrodku wychowawczym, przyjaciółka miała areszt domowy, inna wyjechała... 
Zostałam sama. Sama z tym wszystkim. Brakowało mi szczególnie Jego. Bolało, że gdy ja po raz kolejny siedziałam w domu to On z kolegami pił. Byli ważniejsi bez wątpienia. Co było dla mnie niezrozumiałe, ale po prostu nie miałam do tego już sił ani cierpliwości. Po prostu odpadłam. Wszystko zwaliło się na mnie w jednym czasie. Do tego brak zioła. Nie mogłam znieść, chciałam zajarać lub przyćpać. Wymarzyły mi się ecstasy. Malutkie tabletki, zwane "pigułkami szczęścia". Chciałam czegoś mocniejszego, czegoś czego jeszcze nie brałam, czego w okolicy zapewne nie brał nikt.
Namawiał mnie coraz częściej po pijaku do przespania się. Ale nie był nachalny, nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, mówił, że chciałby mnie całą, że kuszę Go cholernie, że chce mnie. Imponowało mi to, ale miałam niecałe 16 lat. Nie tyle, że nie chciałam. Po prostu rozsądek podpowiadał mi, że to za wcześnie, ale przecież w swoim mniemaniu byłam taka dorosła. Chyba aż za bardzo. Ale nie oszukujmy się - chciałam Go. Tylko nie wiem czy dlatego, że potrzebowałam po prostu bliskości, ale cholernie bałam się wpaść. Nie chciałam być nastoletnią matką. To nie wchodziło w grę.






Przepraszam wypaliłam się. Nie wiem co pisać, jak pisać...
Nie potrafię już, nie potrafię doprowadzić tej historii do końca, bo on jeszcze nie nadszedł.
Wiem tyle, że nadejdzie niedługo, a czy będę miała szansę opowiedzieć go tutaj to niewiadome.
Jeśli macie jakieś konkretne pomysły piszcie, może w ten sposób uda mi się coś napisać.
Może kartki z pamiętnika, wiersze z tamtego okresu?

J E S T E M   Z N I S Z C Z O N A . . .






4 komentarze:

  1. myślę, że kartki z pamiętnika będą dobre, o ile chcesz jeszcze dzielić się Twoimi przeżyciami na blogu...
    nie rozumiem... wyszłaś z tego czy nie...?

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z Tinolettą kartki z pamiętnika będą dobre.
    Trzymaj się ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cpuń? To bardzo śmiesznie, możesz byc lekomanka, po zielonym tez nie mozesz sie nazwac cpunem... Rozumiem Cie, sama byłam lekomanka, jestem w twoim wieku, acodin, sudafed próbowałam prawie wszystkiego z takich leków i to nie w małych dawkach, 40tabletek czasami szło a nie jestem gruba, bo raczej wiesz ze 1 tabletka jest na jakas tam wage, juz nie pamietam konkretnie ale wiadomo, podobno 20 to juz na mnie za duzo bylo, za malo wolala psychika, leki co z tego? to gówno jedno wielkie gówno, byl okres ze do szkoly nie moglam isc bez tej jebanej paczuszki ale to tylko leki, gorzej jak przejdziesz do fety, koki, wszystko pod kontrola? Wtedy mozesz sie nazwac cpunem, gdy potrzebujesz 40zl by ukoic swoje zejscie i robisz co tylko mozesz by je zdobyc... Pozdrawia, 15latka:) Wiem ze nie jest czym sie chwalic ale tak mnie skusiło, ze nie ktorzy wypisuja takie głupoty. Zycie, nie?

    OdpowiedzUsuń